„Spiskowy” sezon jesienny startuje ostro. Estoński admirał Tarmo Kouts (ekspert NATO ds. piractwa morskiego) - mówi amerykańskiemu tygodnikowi „Time”: Najprawdopodobniej izraelski Mossad stał za porwaniem rosyjskiego statku Arctic Sea, który 24 lipca tajemniczo zaginął na Bałtyku i równie tajemniczo odnalazł się w połowie sierpnia na Atlantyku.
Izrael stanowczo zaprzecza dziś tym informacjom, określając je, jako wymysły „w stylu Johna le Carré”. Zaznaczam jednak, że nagłośniona szeroko wypowiedź admirała Tarmo Koutsa jest pierwszym oficjalnym komunikatem w tej sprawie. Jak dotąd, o „piratach Mossadu na Bałtyku” bajdurzyły chyba tylko przesycone spiskowymi historyjkami źródła rosyjskie.
Arctic Sea płynął sobie spokojnie, pod barwną flagą maltańską, z ładunkiem tarcicy - z Finlandii do Algierii. Koło wybrzeży Szwecji został przechwycony (nie było sygnałów SOS) przez ośmiu członków załogi-„piratów”, którzy niepostrzeżenie dla radarow i satelitów przeprowadzili go przez mało uczęszczany Kanał La Manche, aż w okolice Wysp Zielonego Przylądka.
Tam dopadła go licząca zaledwie kilka niszczycieli i okrętów podwodnych, specjalnie wysłana - zdyszana armada rosyjska. Rzecz jasna, jednostki te uganiały się po Atlantyku za jakąś zardzewiałą krypą, żeby odzyskać fińskie sosenki. Ostatecznie odzyskany cenny ładunek „tarcicy” odwieziony został do Rosji na pokładzie ośmiu wielkich samolotów transportowych.
Przypuszczalnie Arctic Sea miał w ładowniach najnowszego typu rakiety przeciwlotnicze S-300. Pociski te mogłyby utrudnić lub nawet uniemożliwić ew. atak Izraelczyków na irańskie instalacje atomowe. Nazajutrz po odnalezieniu Arctic Sea - niespodziewanie zlądował w Soczi prez. Izraela Peres, który rozmawiał z Miedwiediewem m.in. o handlu bronią z Iranem.