Nie sądze, aby - jak twierdzą niektóre źródła izraelskie - kradzieży napisu z Auschwitz dokonali jacyś zwykli neonaziolscy porąbańcy. Nie wierzę też, żeby chodziło o „rewanż” za to, iż Niemcy zgodzili się (wreszcie) finansować większość prac konserwatorskich w Muzeum Oświęcimskim.
Tak samo mocno wątpię, aby napis zerwali lokalni menele-złomiarze, „dowcipnisie” lub bańdziory pracujące na zlecenie „szalonego kolekcjonera”. Wg mnie winnych należy szukać w zupełnie innym towarzystwie; oczywiście konieczne musiało być też info od wewnątrz.
Rozwiązanie może być dużo bardziej proste i prozaiczne niż się wydaje, a śledztwo powinno być prowadzone raczej w kierunku osobistych wrogów dyrektora mueum w Auschwitz - Piotra Cywińskiego. Komuś mogło szczególnie zależeć na tym, żeby utrącić tego świetnego człowieka.
Moment kradzieży mógł zostać wybrany celowo w ten sposób, żeby podważyć pozycję Cywińskiego - akurat, gdy przebywał z ważną, oficjalną wizytą w Izraelu. Nie wiem oczywiście, czy pomysł zrodził się we łbach jego licznych „sympatyków” z zewnątrz, czy też od środka.
@
W Izraelu newsy o kradzieży napisu wybijane były wczoraj wszędzie na czołówkach, wywołując burzliwe dyskusje w necie. Dziś jest spokojniej; wbrew początkowym obawom, poza nielicznymi, naprawdę odosobnionymi wypadkami nie ma żadnej „antypolskiej psychozy” itepe.