Eli Barbur Eli Barbur
687
BLOG

TEN ZA NIM (5)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 6

Remake tekstu „Ten za nim” z tomu opowiadań pod tym tytułem, który ukazał się w Warszawie w 1996 roku. „Ten za nim” to jeden z dwóch rozdziałów, które „wypadły” pierwotnie z powieści „Grupy na wolnym powietrzu” o pokoleniu lat 60. Powrócą w następnych jej wydaniach.

@

Afery z fizykiem wyrobiły mi popularność w szkole i po lekcjach, jak była pogoda, odprowadzaliśmy się zawsze z chłopakami do domów, że wskakiwałeś tylko na chwilę, żeby „wrzucić teczkę”. Ale cały czas chciałem wziąć rewanż na Nowickim, bo od samego początku poszedłem na opór i głównie myślałem o tym, żeby się nie dać. Od tamtych czasów minęło już naprawdę sporo czasu, ale do dziś jestem przekonany, że przez tego faceta o mało żeśmy się z chłopakami zdrowo nie poharatali, choć wtedy nie umiałem jeszcze tego pomyśleć słowami.

Tylko, że nagle wszystko zrobiło się okej i chodziliśmy z Lele do kina „Świat”, gdzie siadywaliśmy na balkonie w ostatnim rzędzie pod świetlnymi smugami z okienek kabiny projekcyjnej i trzymaliśmy się w ciemności za ręce. Lele powtarzała na okrągło, że wszystko będzie w porządku i cały rząd trzeszczał, gdy tylko ruszyłeś się w krześle - na balkonie były drewniane krzesła biurowe bez poręczy, że lekko mogłeś objąć dziewczynę wpół i nagle słyszałeś z kabiny szum zerwanej taśmy.

Więc naprawdę było tak, że nie musiałeś już wszystkiego robić samemu i chłopaki, z którymi kolegowałeś się od przedszkola poszli teraz razem z tobą; nabyliśmy na pięterku w Składnicy Harcerskiej ruskie pudło „Mołodoj Konstruktor” ze szmelcem elektrotechnicznym „zrób do sam”. Zmontowaliśmy dwa dzwonki na baterie płaskie, z których jeden zatrzasnęliśmy w szufladzie stołu nauczycielskiego i przewody odprowadziliśmy do Rajsa; drugi dzwonek schowałem w mojej ławce, a Danek zabunkrował w szafce ściennej od korytarza jazgotliwy silniczek elektryczny.

Przed fizyką nasmarowaliśmy stół nauczycielski amoniakiem, że jechało na odległość i Nowicki wyrwał kogoś do odpowiedzi, i delikatnie schylił łeb, żeby zbadać, co tak cholernie cuchnie - w tym momencie Rajs poderwał go dzwonkiem w szufladzie. Facet z wytrzeszczem skoczył wzwyż razem ze stołem i wtedy zagrałem dzwonkiem w kasetce mojej ławki, i rzucił się w moją stronę - ale po drodze poderwał go Danek silniczkiem w szafce. W tym momencie znów zagrał dzwonek w szufladzie i pan od fizyki wpadł w sprzężenie zwrotne, i pięknym rykoszetem wyleciał z klasy.

Więc my wtenczas biegiem odcięliśmy wszystkie przewody i szmelc wywaliliśmy przez okno na boisko, skąd młodsze chłopaczki błyskawicznie go zgarnęli, i potem czterech woźnych bezradnie rozkładało sękate rączki, gdy fizyk zrobił śledztwo z rewizją osobistą, i wprowadził bezterminowy stan wyjątkowy. Tylko, że każdy teraz znowu wiedział swoje i postanowiliśmy przywrócić samorząd klasowy - wybraliśmy Szmula gospodarzem klasy i Nowicki usrał nas wszystkich równo na okres z fizyki.

Pamiętam, jak pojechaliśmy na dwudniową wycieczkę szkolną do Płocka „Śladem barda rewolucji” i w słoneczne popołudnie normalnie czułeś w trzewiach, że za batiuszki cara było to miasto gubernialne - ale teraz budowali z hukiem petrochemię z rurociągiem „Przyjaźń” z Sojuza. Wiec teraz najlepszym miejscem była knajpa „Słoneczko” w drewnianej chacie ze strzechą - na wysokiej skarpie wiślanej - gdzie przez cały dzień paliła się żarówka 40-watowa i trzymali tylko herbatniki i bełty, co sprawiało, że bard rewolucji też chętnie tam zaglądał.

Pani Szmulowa doznała szoku poznawczego, gdy ujrzała nas przy szynkwasie z bardem deklamującym wierszyki - po powrocie do Warszawy poleciała z pyskiem do dwugłowej dyrekcji szkoły. Należy wyjaśnić, że od pierwszej klasy mieliśmy dwugłową dyrekcję i w naszej podstawówce od samego początku urzędował spory procent „niechrzczonych”, gdyż nie było tam nigdy religii z księdzem. Dwugłowa dyrekcja wsparta teraz o biurko waliła w nie piąchami z wrzaskiem, że mało nie osunęliśmy się po ścianie z radości i w szkole zaczęli nas nazywać „ekipa”.

Pamiętam, jak w pewnym momencie dwugłowa dyrekcja została zluzowana przez jednogłową panią dyrektor, która była w moim życiu pierwszą babą posttotalitarną, choć wtenczas jeszcze nie mogłem znać tej instytucji ewolucyjnej. Ale naprawdę jakby się rozluźniło po tych aferach z fizykiem i w nowej sytuacji posttotalitarnej urządzili Broniewskiemu estradę poetycką w sali gimnastycznej. „Aktorzy scen warszawskich” deklamowali chórkiem „No pasaran” i bard czytał fajne wiersze, a my z tyłu za plecami dziewczyn rzucaliśmy się ogryzkami, i potem za karę sprzątaliśmy salę - w karafce mistrza na stole zamiast wody były resztki gołdy.

Pod koniec podstawówki założyli w naszej szkole (gdzie był też ogólniak) drużynę harcerską im. Janusza Korczaka i chodziliśmy na zbiórki, a naszym drużynowym został człowiek imieniem Francu, który zawsze powtarzał: „harcerz kocha przyrodę i panienki młode”. Od samego początku nie miałem zdrowia do tych harcerzyków ze sznurami funkcyjnymi, ale zawsze mogłeś potem powiedzieć starym, że byłeś na zbiórce w izbie harcerskiej, jak wieczorem wracałeś z miasta.

Cdn


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura