Eli Barbur Eli Barbur
481
BLOG

WYTWORNE SAM NA SAM (2)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 6

Remake tekstu „Wytworne sam na sam” z tomu opowiadań pt. „Ten za nim” który ukazał się w Warszawie w 1996 roku. „Wytworne sam na sam” to jeden z dwóch rozdziałów, które „wypadły” pierwotnie z powieści „Grupy na wolnym powietrzu” o pokoleniu lat 60. Powrócą w następnych jej wydaniach.

@

Pośrodku jednostki był kopiec „Monte Cassino” i po drugiej stronie dziedzińca kiblowały jakieś małolaty oddane do wojska na pięć lat - nosili przyduże mundury, poskracane jakoś i pościągane i nieraz słyszeliśmy po nocach, jak ganiali ich ze śpiewem po „placu musztry”, albo pędzili na ten kopiec.Nie wolno im było gadać z nami na służbie i prosili się zawsze o fajki, i potem zaczęły nam przez nich ginąć czapki i skórzane pasy. Prowadziliśmy regularną wojnę w latrynach: otwierałeś z kopa boks z zamachowymi drzwiami i małolat w przykucu leciał na ścianę z tyłu, wypuszczając z ręki czapkę i pas, żeby się czegoś złapać - a ty za nie i chodu.

Najbardziej lubiłem wozić furą w dwa konie chleby ze stacji o wschodzie słońca i przy okazji podrzucaliśmy chłopom węgiel na zimę grzecznościowo. Chleby się brudziły z lekka i zaprawialiśmy z chłopami porterem, bo nic innego nie było w bufecie, gdzie przesiadywała orkiestra strażacka, ani na mecie w budce dróżnika obrośniętej słonecznikami. Tyle, że któregoś ranka przejechaliśmy przez wartę galopem i małolat koło mnie przeleciał serią po krzakach, i przy okazji postrzelił się w łapę - do słońca chciał lecieć z bólu wtedy, jak prowadzili go do karetki i ręka go tylko nie bolała, jak trzymał ją na głowie, i zaczęliśmy nazywać ich „Kamikaze”.

Dostałem trzy dni aresztu ścisłego, że spałem na łożu bez siennika zwanym „stolnicą”, ale i tak musiałem chodzić pod eskortą na wszystkie zajęcia. Siedziałem pod celą z kucharzami, których dorwali, jak sobie kąpiel w kotle od kawy robili - kumple podrzucali im najlepsze żarcie, więc też krzywdy nie miałem i przynajmniej nie było nocnych alarmów. Studiowałem „regulaminy”, które mieliśmy zdawać i co rano słyszałeś z głośników nad jeziorem komendy żeglarskie: „Przygotować się do zwrotu przez sztag; szoty grota wybierać; jest, szoty grota wybierać!”

Po powrocie do koszar kupiłem sobie trzy żyletki „Rawa-Lux” i szeregowy Szmul wykazał się prawdziwie obywatelską postawą, godną naśladowania. Rzucił się na ratunek tonącej staruszce, która w stanie zamroczenia alkoholowego wpadła do jeziora, gdzie w przedostatnią niedzielę miesiąca miały się odbyć regaty w klasie turystycznej po trójkącie. Z poświęceniem godnym miana żołnierza przychodziliśmy z pomocą ludności cywilnej w remoncie kempingu pod szumiącymi topolami.

Przesiadywaliśmy w stanicy turystycznej, gdzie mieli pełnomorską szalupę ratowniczą, która spławili wodnymi szlakami z Wybrzeża i dorobili takielunek na dwóch masztach. Była naprawdę fajna łajba, która genialnie szła na wietrze, choć trochę brała wodę, bo nikomu się nie chciało robić „prac bosmańskich”. Ale fajnie szła, jak już ruszyła i musiałeś napierać na ster całym ciałem, i pijana kurwa Zuza nadała krypie imię „Czudak”. Pamiętam, jak w ostatnią noc przed regatami siedzieliśmy „na patelni”, słuchając Luxu w ciemności, i jakiś facet opowiadał o Telidze, który odbywał samotny rejs dookoła świata, i był śmiertelnie chory.

Tylko, że Zuza w jeansowych bermudach, która była muzą miasteczka namiotów koło szosy, opowiedziała nam o „Czudaku” z okolicznej wioski, który miał miękkość główki w okolicy potylicy i klatkę piersiową jak kura. Trzymali go w chlewie razem z tucznikami i nikt nie wiedział, w jaki sposób nauczył się mówić, i tylko „Kulawy” przynosił mu czasem pety, które razem palili w ciemnościach. Więc kiedyś, jak świniaki zarżnęli na święta i „Czudak” nie wiedział nawet, że się poryczał - „Kulawy” skombinował skądś rysunek łodzi Wikingów z okrągłymi tarczami i postanowili zbudować taką łajbę, żeby z prądem rzeki wypłynąć na otwarte morze.

Tylko, że potem przyszli chłopaki i „Kulawego” przytrzymali, bo się rzucał, a „Czudaka” wepchnęli do worka i przyłożyli łopatą z góry. Zatargali worek nad wartką rzeczkę zaliczaną do klasy górskich strumieni i przytopili na je-bu-du, i tylko ten z nóżką w notorycznym zwisie trochę to wszystko przeżywał - potem jak worek poszedł na dno, puszczając bąbelki prawidłowo, „Kulawego” wzięło, że ryczał.

Więc teraz na drugi dzień wiaterek „żeglarska trójeczka” - ludzie koc w koc między samochodami - kupa smrodu, kawałek dzikiej plaży i między drzewami rosła paproć. Zakaz postoju - zakaz skrętu - ludzie wjeżdżali wozami w las i gazik WSW mało nie rozjechał chłopa ze szkapą, który korzystając zamieszania, chciał zaorać obrzeża poligonu. Komisja regat urzędowała na szalupie „Czudak” i łajby latały po trójkącie wyznaczonym bojami z chorągiewkami i końcem pomostu, skąd pijani oficerowie puszczali pawia do jeziora i wysyłali „Kamikaze” po flachy do dróżnika.

CDN



 



 



 



 


 


 


 


 


 


 


 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura