Eli Barbur Eli Barbur
509
BLOG

WYTWORNE SAM NA SAM (3)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 2

Remake tekstu „Wytworne sam na sam” z tomu opowiadań pt. „Ten za nim” który ukazał się w Warszawie w 1996 roku. „Wytworne sam na sam” to jeden z dwóch rozdziałów, które „wypadły” pierwotnie z powieści „Grupy na wolnym powietrzu” o pokoleniu lat 60. Powrócą w następnych jej wydaniach.

@

W zetempowskim namiocie z napisem „Interklub” grała do tańca orkiestra strażacka i kadra oficerska zrobiła sobie zawody z holowaniem damskiego manekina w perłowym bikini. Któryś „sztabskapitan” cieszył się, że dostał magistra i chciał sportowym samolotem przeskoczyć Atlantyk - bez ćwiartki w łapie nie dawało się już z nim rozmawiać. Pływaliśmy pełnomorską szalupą „Czudak” z gaflowym ożaglowaniem po jeziorze i Rajs z fajką, niczym marynarz słodkich wód, zaliczył Zuzę na nieprzytomnym „sztabskapitanie”, który do końca się nie ocknął.

W „Interklubie” puszczali w przerwach pocztówkę z „Historią jednej znajomości” i zdarte poniemieckie pornosy, gdzie esesmani w hełmach na oczach rżnęli na stołach w slapstikowym tempie blondyny w siodłowych czapkach z daszkiem. Ojciec Rajsa urzędował wtenczas w „komisji rozjemczej” w Wietnamie i nieraz w środku nocy wzywali szeregowca Rajsa do telefonu - teraz też któryś „Kamikaze” przyleciał nagle na keję, wrzeszcząc przez megafon: „Wietnam się zgłasza!”.

Ale słonce wciąż świeciło jasno, gdy podeszliśmy elegancko do pomostu i jakiś mały cień wrzucił nam do szalupy świecę dymną z rykiem „atak gazowy!” Myślałem w pierwszej chwili, że „Kamikaze” i chciałem zabić skurczybyka, ale to był jeden z naszych oficerów, co chodzili na ryby z granatami. Setki ogłuszonych karpi wypływało białymi brzuchami do góry w księżycowe noce i ganiali nas po „placu musztry” z wrzaskiem „wojsko, czemu łby macie spuszczone”, i robili nam dokształcanie obywatelskie z filmem oświatowym „Wojsko z pomocą rolnikom”.

Więc mieliśmy jechać na żniwa do pegeeru w ramach akcji „Każdy kłos na wagę złota” i zrobiło się jakoś dużo luźniej w Jednostce WP - wieczorami przechodziliśmy przez wyrwę w ogrodzeniu i każdy miał jeansy z koszulą i mokasynami schowane pod krzakiem, gdzie zostawialiśmy mundury złożone w regulaminową kostkę. W stanicy turystycznej nad wodą Zuza w siodłowej czapce esesmańskiej opowiadała o „Czudaku” przytopionym na Kaszubach w wartkiej rzeczce zaliczanej do klasy górskich strumieni, gdzie robili spływy kajakowe.

W drodze powrotnej chodziliśmy na pomidory nadnaturalnej wielkości, które chowaliśmy pod koszule i pamiętam, jak kiedyś dziadek-stróż przebudził się nagle, i postrzelił solą z wiatrówki Danka, skaczącego zygzakiem przez grządki, żeby zmylić pogoń. Szeregowiec Danek musiał potem moczyć dupę w zsiadłym mleku z parę dni i lokalna gazeta napisała, że „Polska zawdzięcza utratę Nagrody Nobla rozwydrzonym wandalom studenckim z obozu wojskowego, którzy zdewastowali doświadczalną Stację Hodowli Roślin, przynosząc wstyd mundurowi”.

Za karę przeorali nami znowu pobliskie tereny podmokłe i przyczaiłem się na dnie jakiegoś rowu z żabami, i chciałem znowu zachorować, żeby przeczekać na izbie chorych, ale na farcie musieliśmy jechać na żniwa do pegeeru. Pamiętam, jak zobaczyłem spalony wiatrak na spiętrzeniu i XIX-wieczny pałacyk, gdzie dyrektor PGR z przemeblowanym zgryzem jeździł konno po pustych salach z marmurowymi kominkami. Przydzielił nam kwatery w starej gorzelni z czerwonej cegły pruskiej, gdzie rezydowaliśmy w pokojach dla inspektorów wysoko na poddaszu.

Gorzelnia pędziła tylko na ziemniakach w złotą jesień, ale były „resztówki” w kanistrach na strychu, że samym smrodem byłeś pijany - leżeliśmy w mokasynach na łóżkach i wąskie okienka wychodziły na zmechanizowaną oborę, gdzie miotał się byk-rozpłodowiec z hukiem, że echo niosło. Do kuchni mieliśmy milę morską z hakiem i pierwszego wieczora z miejsca ostro zapiliśmy, i ruszyliśmy do klubo-kawiarni, gdzie miejscowi przyprawiali piwami pod palmą - grubawy facet od pogody w tv pokazywał nadnaturalnej wielkości grzyba znalezionego na Pomorzu.

Na drugi dzień o świcie wyszliśmy na plac, gdzie zbierali się ludzie z widłami i świeżo ogolony dyrektor PGR wyjechał na białej klaczy z poniemieckiego pałacu, i przydzielił nas do zmechanizowanej obory. Mieliśmy podmieniać słomę bykowi w osobnym boksie, zanim przesiądziemy się od poniedziałku na najnowszego typu kombajny zbożowe marki „Bizon”. Tylko, że cholerny byk-rozpłodowiec zaczął grać z nami w piegi, że końcem ogona walił w gówno drobnorozpryskowe, gdy podbiegałeś do niego z podściółką i obcięliśmy mu racje żywnościowe.

CDN



 



 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 

 


 


 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura