Gdyby jednak naprawdę GW miała przeflancować się na internet i zniknąć z kiosków... - pochylam się... nad doniosłymi reperkusjami takiego wydarzenia. Wg mnie miejsce zwolnione przez GW zajęłaby zaraz Rzepa, zwalniając z kolei miejsce dla jakiegoś względnie bojowego dziennika konserwatywnego.
Wychodzę z założenia, że w blisko 40-milionowym kraju chyba jednak wciąż pozostało sporo miejsca dla dwóch poważnych dzienników ogólnopolskich o zróżnicowanym profilu. Pod tym kątem nastąpiłyby światopoglądowe zmiany w Rzepie, zaś prawicowe gazety połączyłyby się w jeden większy organ.
Początek końca GW objawił się wg mnie na przełomie lat 2005/6 wraz z porażką projektu tabloidowego „Nowy Dzień”. Pomijając straty wizerunkowe, finansowe itepe - pomyślałem wtedy o ludziach z GW, że jeśli nie umieją nawet zrobić rasowego brukowca, to nie dadzą już chyba rady w niczym.
Prosta zasada: jeśli chcesz uniknąć obciachów, musisz na wejściu wziąć najlepszych ludzi, którym oczywiście dobrze płacisz - zamiast skubać się z materią własnymi siłami. Nawet najlepsi dziennikarze z terenowych oddziałów nie poradzą sobie z tabloidem, który musi zawierać klimaty wielkomiejskie.
To są źródła wpadki z „Nowym Dniem”, której nie przysłoniły potem lamenty, że nie chcieliście epatować „seksem i przemocą”. Ciekaw teraz jestem cholernie, czy podobnie lamentować będziecie po ew. przejściu do netu, gdzie z Waszą złożoną mentalnością - będzie jeszcze trudniej niż w celulozie.
@
Przykładem tej barokowej mentalności - w sprawie akurat mi bliskiej - jest tytuł niedawnej prelekcji, jaką red. Smoleński wygłosił na krakowskim Kazimierzu: "Izrael i jego krytycy, czyli jak być propalestyńskim syjonistycznym obrońcą praw człowieka nawet na Bliskim Wschodzie".
Komentarze