Krytyczno-negatywne podejście do Izraela dziennika „The New York Times”, w którym pracuje bardzo wielu Żydów - przerodziło się ostatnio w patologię. Wyraża się to kłamstwami powielanymi też potem m.in. przez dziwnych ludzi z GW, jakoby „rakietki Hamasu odpalane były celowo na bezdroża”.
To najświeższy przykład chamskiej propagandy antyizraelskiej, uprawianej przez chorych z nienawiści przewalaczy, uważanych przeważnie w Izraelu za renegatów. Patologia z zacieraniem nawet odległych korzeni żydowskich poprzez agresję wobec rodaków to zjawisko znane i cenione od pokoleń.
Nie chce mi się teraz gadać o jakichś zasuszonych aktywistach świętego oficjum, którzy przyjąwszy wiarę chrystusową - ze szczególnym wdziękiem krzesali stosy pod stopami swoich rodaków. Zupełnie bez związku z tą tematyką chciałbym tylko przywołać na chwilę pamięć o Erhardzie Milchu.
Był twórcą hitlerowskiego Luftwaffe - na arenie hiszpańskiej wojny domowej traktowanej jako poligon - dowodził nalotami na słynną Guernikę uwiecznioną następnie przez Picassa. Miał jakiegoś żydowskiego tatusia (aptekarza), ale był chroniony osobiście przez Goeringa („To ja decyduję, kto jest Żydem).
Erhard Milch miał rangę feldmarszałka - 4 maja 1945 alianci dorwali go nad Bałtykiem, gdy usiłował prysnąć do Szwecji. Poddając się wyciągnął do nich buławę marszałkowska, ale brytyjski oficer Mills-Roberts - mający świeżo w pamięci wyzwolony 19 dni wcześniej Bergen-Belsen, rozwalił mu ją na łbie.