Z OSTATNIEJ CHWILI: Nasila się burza polityczna wokół Izraela, który zapowiada, że nie zrezygnuje z zapowiedzianej budowy nowych osiedli w Jerozolimie i na Zach. Brzegu. Ambasadorów izraelskich w Londynie, Paryżu, Sztokholmie, Madrycie i Kopenhadze wezwano do tamtejszych MSZ, aby zaprotestować przeciw tym posunięciom. Nie zanosi się na sankcje dyplomatyczne lub handlowe. Jerozolima przypomina, że od półtora roku ostrzegała, iż ostro zareaguje na palestyńską inicjatywę w ONZ.
@ Magazyn "The Atlancic" informuje, że Izrael dwukrotnie zwracał się ostatnio do Jordanii o zezwolenie na przelot myśliwców nad jej terytorium w drodze do Syrii, gdzie miały zniszczyć arsenały broni chemicznej. Przypuszczalnie Izrael ostrzega tą drogą, że dokona nalotów, jesli sprawdzą się raporty wywiadowcze o "przemieszczaniu środków chemicznych" w bazach wojskowych reżimu Asada.
@
Palestyńczycy palnęli mega głupotę z tą swoją „państwowością” w ONZ także dlatego, że wkurzyli zwykłych Izraelczyków. Żyję tutaj dostatecznie długo, żeby wiedzieć, iż w izraelskim mainstreamie nie ma czegoś takiego, jak nienawiść do Palestyńczyków; przeciwnie - jest gotowość do kompromisów.
Błąd senilnych arafatowców w Ramallah polega też na tym, że pogwałcili układ pokojowy z Oslo (1993), wykluczający wszelkie jednostronne posunięcia. Tym samym Palestyńczycy zwolnili Izrael z jego zobowiązań, a wiadomo z praktyki, że jak ktoś głupi chce wojny na chama, będzie ją miał...
Łatwo więc było przewidzieć, że rząd w Jerozolimie - z półtora miesiąca przed styczniowymi wyborami - odpowie w sposób dla Palestyńczyków najbardziej dotkliwy, a więc dalszą, zmasowaną rozbudową osadnictwa na Zachodnim Brzegu. Tym bardziej, że Hamas po ostatnich batach w Gazie siedzi cicho.
Tyle aspektów przewidywalnych..., my jednak sfokusujmy się przez chwilę na najnowszym rozwoju wydarzeń. USA nieoficjalnie, ale b. gwałtownie krytykują decyzję rządu premiera Netanjahu w sprawie osadnictwa; zaś Londyn i Paryż rozważają ponoć nawet odwołanie swoich ambasadorów na konsultacje (…).
Niedługo przed wyborami zwiększa się więc drastycznie izolacja Izraela w świecie zachodnim, na co wyczulony jest zwłaszcza mainstream, od którego zależeć będą wyniki głosowania. Wszystko to z chwilą, gdy Partia Pracy, główny konkurent rządzącego Likudu - i tak może dostać sporo mandatów.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby komuś z zewnątrz (za Oceanem) mocno zależało na utrąceniu B. Netanjahu. Nie mogąc zaś ingerować otwarcie w kampanii wyborczej w Izraelu - posłużył się przytomnie „szopką z Palestyńczykami” w ONZ. Taki perfidny pomysł przyszedł mi dziś nagle do głowy przy goleniu:).