Eli Barbur Eli Barbur
766
BLOG

Ostatni pogrom w Europie.

Eli Barbur Eli Barbur Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

imageimage

TELAWIW OnLine: Dziś mija kolejna 49. rocznica marca-68. Przypominam tekst sprzed paru lat na ten temat i przy okazji znalezioną właśnie w necie recenzję mojej książki GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU traktującą o tych czasach & klimatach. image

OSTATNI POGROM W EUROPIE.

O marcu-68 powiedziano już chyba wszystko, choć przy okazji każdej kolejnej rocznicy wałkowany jest wciąż na nowo. Miałem wtedy 20 lat, byłem rozbuchanym warszawskim studentem, który zajmował się wszystkim poza studiowaniem i polityką - nagle 8 marca wracając skądś znalazłem się w wirze wydarzeń.

Jestem głęboko przekonany i nikt mi nie wytłumaczy, że było inaczej, iż proces odchodzenia od komunizmu w socbloku zaczął się od „wojny o krzyże” w Polsce i potem od skandowanych z determinacją okrzyków „gestapo, gestapo” pod adresem tzw. golędzinowców** na Krakowskim Przedmieściu 8 marca-68.

Wojna o krzyże” - związana ściśle z obchodami milenijnymi - spowodowała, że komuchy, chcąc odwrócić uwagę młodzieży od tych wydarzeń zezwolili na większą swobodę z muzyką rockową. Nie przewidzieli oczywiście, że przez tę „lukę obyczajową” zacznie przenikać błyskawicznie zupełnie inna świadomość.

Podobnie, jak nie przewidzieli, że marcowa heca antyżydowska wyrwie im się spod kontroli i odpali falę szerokich protestów przeciw systemowi w całej Polsce. Byłem tam; pamiętam, jak targaliśmy nad ranem na żeliwny balkon z kariatydami (ówczesnej biblioteki uniwersyteckiej) płachty z hasłami „prasa kłamie” etc.

Nie ulega wątpliwości, że komuchy w prl nie pozwoliliby sobie na kampanię antysemicką, gdyby nie atmosfera przyzwolenia z Moskwy, rozwścieczonej klęską arabskich pupili w wojnie 6-dniowej z Izraelem w czerwcu 1967. Marzec-68 nie udałby się jednak tak pysznie, gdyby nie sprzyjająca atmosfera w Polsce.

Kto był świadkiem tamtych wydarzeń, wie doskonale, o czym mówię. Sąsiedzi, dawni kumple i panienki, przypadkowe rozmówki - wszystkie te instynkty, tłumione dotychczas, wybuchły nagle za przyzwoleniem odgórnym, tworząc sytuację nie do zniesienia. Zapytajcie marcowych emigrantów - to wam powiedzą.

Pamiętam doskonale, jak w którymś momencie zamieszek na Krakowskim nobliwy redaktorek Małcużyński ostrzegł w TVP, że „jak tak dalej pójdzie, dojdzie do pogromów”. Rezultatem nagonki była ostatnia fala emigracyjna polskich Żydów, o której z perspektywy można już chyba dziś powiedzieć „ostatni pogrom w Europie”.

*Poprzednicy ZOMO

@

TOMASZ KORZENIOWSKI

Eli Barbur, „Grupy na wolnym powietrzu”, wyd.II rozszerzone, Świat Literacki, Izabelin 1999.

Eli Barbur powiedział, że „Grupy na wolnym powietrzu” pisał tak, jak to mu się w głowie poukładało od czasów i wydarzeń w tej książce opisywanych. Formalnie, można utwór Barbura traktować jak pamiętnik, czy wspomnienia. I zapewne, jak to we wspomnieniach, z przywoływanej przez pamięć rzeczywistości, pod pióro dostały się jedynie jej fragmenty. Ale gęstość wydarzeń i tempo akcji sprawia, iż mam wrażenie obcowania raczej z reportażem, w którym reporterem jest Eli Barbur, a przedmiotem eksploracji fragment jego biografii, osadzony dość dokładnie w czasie historycznym i przestrzeni: „Warszawa lat sześćdziesiątych była miastem na skrzyżowaniu tras Wschód - Zachód" - zaczyna swą opowieść autor. Zaczyna w Warszawie, kończy w Kopenhadze, po drodze trafiając m.in. do Wiednia, Izraela, Paryża, Rzymu, za Atlantyk, „pociągiem przyjaźni" do ZSRR, na czołgach do Czechosłowacji. W życiu studenckiej grupy do której wówczas należy jest wiele alkoholu, seksu, językowych wulgaryzmów. Życie toczy się szybko, głównie w plenerze, „na wolnym powietrzu". Jest młodość nie poddająca się zgrzebnej rzeczywistości. Oczami Barbura oglądamy podszewkę świata kronik filmowych i prasowych szpalt. Językiem jego środowiska smakujemy życie umykające kontroli państwowych organów i cenzurze. Często jest wesoło, pomysłowo, zdezelowany samochód, bojery, prywatki, „Stodoła". I jest jeszcze inny, ważny aspekt tej historii. Narrator jest Żydem, wśród jego bohaterów są Żydzi. I jest Polska '67 i marzec '68.
Autor prowadzi narrację głównie w pierwszej osobie liczby pojedynczej, jak to w pamiętnikach. Czasem mnogiej, bo nie działał samotnie. Ale zdarza się, iż mówi Barbur w drugiej osobie: „Mieliśmy papiery złożone na wyjazd (...) i zaczynałeś mieć tamte stany (...) momentami cholernie się bałeś i potem znowu byłeś cholernie samotny". Tak jakby istniały w tej historii kwestie, których nikomu nie można opowiedzieć, bo nikt ich nie zrozumie poza tym, kto ich doświadczył: „Więc wszystko się zaczęło wtedy, jak wygwizdali ambasadora izraelskiego na Okęciu i Lele chciała z miejsca składać papiery na wyjazd, i wiedziałem, że tylko czeka, żebym się obraził na Polskę, bo już był jakby dzwonek na to i oba narody cięły się niezgorzej; co ja tu kurwa robię - zwijałem się po łóżku - autentyczne wycie, co wy o tym wiecie; czułem się garbato i gniłem po pas w błocie, i nawet przez głowę mi nie przeszło, że to moje ostatnie polskie wakacje. Miałem kompletny demol w mózgu i łapałem się na jakichś zupełnie nowych myślach; nie można nikomu wytłumaczyć i nie przeczytasz tego w żadnej książce, i nikt ci tego nie powie; ruszasz przed siebie chrzaniąc wszystko, bo chcesz mieć dokoła luz i naprawdę miałem pomysł, żeby ruszyć w Europę, bo tutaj sprawy wzięły w łeb".
Nie wiem na ile świadomie używa Eli Barbur spójnika „i", który w hebrajskim rozpoczyna w sposób naturalny zdanie, a tu poprzedza w tym samym zdaniu zupełnie nowy wątek, co przyspiesza tempo narracji dając wrażenie obcowania z wyobraźnią działającą na zasadzie przeskakujących nagle w rzutniku slajdów. W każdym razie w książce podzielonej na szesnaście numerowanych rozdziałów nagle z Warszawy w środku Europy trafiamy do świata, gdzie śledzenie spraw gdzieś tam biorących w łeb nie ma wielkiego sensu. W tej powieści obyczajowej, jak moglibyśmy też nazwać osobliwą książkę pisarza polskiego w Izraelu, ukryta jest trauma świadka i uczestnika historii, która wbrew pozorom wcale się nie zakończyła. I wbrew pozorom, bardzo ciąży na naszej współczesności. Bo to nie tylko opis obyczajów, ale i powieść sumienia. Czyż Kopenhaga w Polsce nie jest symbolem żydowskiej emigracji? Polscy żydowscy emigranci są dziś na całym świecie. Takie grupy na wolnym powietrzu, zachowujące pamięć wspólnego domu.
Dzisiejszy Izraelczyk, warszawiak Barbur zachował wiele ukrytej nostalgii i czułości, z której nie wiem ile należy się Polsce, ile młodości, a ile z trudem zmontowanemu FTM-owi, który znajduje szczególne miejsce w jego wspomnieniach, niczym symbol wykradzionej odrobiny wolności, choćby tak: „Zwalniałeś zajęcia i wypadałeś na Krakowskie; w kożuchu na ławce pod ASP patrzyłeś na dziewczyny z blokami rysunkowymi i rulonami na przystanku i wskakiwały w trolejbusy, które klekocząc pałąkami skręcały w Traugutta. FTM parkował przednimi kołami na trotuarze po drugiej stronie koło bramy Uniwersytetu; oparłem głowę o mur z tyłu i wyciągnąłem nogi przed siebie, i patrzyłem na oszronione drzewa w słońcu, i FTM też fajnie wyglądał ze szronem na masce. (...) Okey, trzymaj się stary - powiedziała i znowu siedziałem sam na ławce, i FTM parkował przednimi kołami na chodniku, i potem Lele wyszła z bramy ASP, i przeszła na drugą stronę Krakowskiego".
To dobrze, że powieść Barbura, ta Księga Kronik do dziejów Polski i jej żydowskiej diaspory, zachowa Lele, która w końcu też wyjechała, wciąż przechodzącą na drugą stronę.

















Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura