TELAWIW OnLine: Izraelski premier Benjamin Netanjahu przyjął zaproszenie do udziału w lipcowym spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej na Węgrzech...
@
Nietrudno się domyślić, że Polska, Czechy, Węgry i Słowacja – najwyraźniej zachęcone dodatkowo EFEKEM TRUMPA - rzucają w ten sposób rękawicę zlewaczonym i otępiałym eurokratom w Brukseli. Ci swoją idiotyczną polityką migracyjną doprowadzili do zalania zach. Europy islamskimi azylantami afro-arabskimi. Izrael zmagał się z podobnymi problemami na początku drugiej dekady lat dwutysięcznych, gdy przez nieszczelną (łagodnie mówiąc) 240-kilometrową granicę z Egiptem przedostało się tutaj przez Synaj ok. 100 tys. afrykańskich uciekinierów z Sudanu i Erytrei. W latach 2010-2012 Netanjahu przeforsował błyskawiczną budowę ogrodzenia granicznego,dzięki czemu np. w zeszłym roku liczba nielegalnych migrantów z Afryki spadła do 18.
@
FOTA DNIA: Izraelczyk Amit Szimoni jest autorem seriiportretów 30 światowych VIP-ów ustylizowanych na hippisów lub hipsterów...
TELAWIW OnLine: Biały Dom nadal nie przedstawił Kongresowi żadnych dowodów na to, że Obama w okresie przedwyborczym faktycznie kazał założyć podsłuchy telefoniczne w nowojorskim wieżowcu TrumpTower (wyborcza kwateraTrumpa). Obama i jego ludzie oczywiście gwałtownie zaprzeczają tym zarzutom, zaś wpływowy (przynajmniej z pozoru..- eb) senator republikański John McCain ostro upomina się o dostarczenie tych dowodów, które mają zostać zweryfikowane przez komisje obu izb Kongresu.
TELAWIW OnLine: Uwaga – największa jak dotąd transakcja w historii syjonistycznego hi-techu...Intel kupuje za 15,3 mld dolców izraelską firmę MOBILEYE (główna siedziba w Jerozolimie). Firma specjalizuje się w dziedzinie zaawansowanych systemów wspomagania kierowcy (ADAS) – ostrzegających, zapobiegajacych i łagodzących skutki kolizji. Centrum działalności Mobileye pozostanie w Izraelu (czyli zero drenażu mózgów...- eb). Chodzi głównie o prace nad samochodami autonomicznymi.
TELAWIW OnLine: Berlin wezwał rozbuchanego Turczyna, żeby dał se siana z wyzywaniem Holendrów od nazistów...Niemcy, których ostatnio tak samo potraktował, boją się teraz, że napędzi dodatkowych głosów antyislamskiemu Geertowi Wildersowi – wybory w Holandii pojutrze... Tymczasem widac już wyraźnie, że konflikt holendersko-turecki to kolejny etap zaostrzającej się wojny cywilizacyjnej z islamizmem, którego nawałę w Europie powstrzymała niegdyś, jak wiadomo, etosowa Osiecz Wiedeńska @ W Izraelu nadal Purim, więc w klimacie quasi-karnawałowym przypominam tekścik z mojej książki „Tsunami za frajer” związany bezpośrednio z tematem turecko-europejskim :).
@
CAFE KUCZYCKI.
Nie pamiętam już w jakich okolicznościach zdesantował kiedyś na gościnnej ziemi duńskiej, gdzie po marcu-68 przemieszkałem z parę lat – Jerzy de Tulu Kulczycki z Krakowa. Opowiadał, że jego przodek, rotmistrz husarii Kulczycki, w czasie szarży na obóz turecki pod Wiedniem zorientował się kopią na jakiegoś wezyra i potem mu król III Sobieski odpalił całą zdobyczną kawę z namiotu nieboszczyka, wraz z kobiercami i bałkańskimi brankami.
Rotmistrz zaczął imprezować i uprawiać rozpustę; ocknął się na worach z kawą i wpadł na pomysł, żeby założyć w Wiedniu „pierwszą kawiarnię Europy” i nazwać ją swoim imieniem. Tyle wersja historiozoficzna mojego kumpla Kulczyckiego, któremu pomogłem wygrzebać w Almanachu Gotajskim w Bibliotece Królewskiej: herb Korab, z którym strzelił se sygnet...
Skoczyliśmy garbusem-VW do Wiednia, gdzie liczyliśmy na darmowe żarcie i chlanie w kultowej knajpie jego imienia – z bajerami dla mediów i chętnymi panienkami od pijaru – na poczet cudownie odnalezionego potomka. Niestety okazało się, że Cafe Kulczycki już dawno nie istnieje; nie było żadnej tablicy pamiątkowej, choć De Tulu macał nawet pod skrzynką pocztową.
Wróciliśmy wkurzeni nad Sund, ale potem De Tulu wygrzebał, że jakaś daleka „ciotka Kulczycka” mieszka w Rzymie, dokąd w związku z tym się udaliśmy. Rzecz jasna, nie dało rady dogadać się we włoskim biurze meldunkowym, a w obszarpanych książkach telefonicznych dostojna seniora nie widniała...
De Tulu wpadł na pomysł, żeby zapytać w istniejącej jeszcze wtedy ambasadzie rządu londyńskiego przy Watykanie - bramy pilnował stary wiarus w szynelu do ziemi, z zardzewiałym "wisem" i w rogatywce z koronowanym orzełkiem. Wprowadzono nas do półokrągłego salonu, gdzie wisiał portret Piłsudskiego na całą ścianę z gołą szablą i wyszedł do nas sztywny jak kij wicekonsul z wyciągniętą grabą: major Grzebisz, może koniaczku?
To były rozmowy rozrywkowe, których niestety już nie pamiętam, a nie chcę konfabulować; krótko mówiąc "ciotka Kulczycka" okazała się rozlazłą matroną w stylu włoskiego neorealizmu, z parunastoma wnukami w wieku różnym zażerającymi się spaghetti bolognese – z Jureczkiem de Tulu potem straciłem kontakt i wiem tylko, że rozczarowany Europą pofrunął na stałe do RPA.