Rozmawiałem z Adamem Michnikiem w 1993 roku, gdy przyleciał do Izraela na jakieś sympozjum. Wywiad w hebrajskiej wersji miał się ukazać w popularnym dzienniku HADASZOT, który jednak nagle zniknął z rynku. Redakcja mieściła się nad stacją benzynową Hajalon w Tel Awiwie, gdzie do dziś jest niezła knajpa ze stekami. Niedawno odnalazłem ten materiał, który puszczam teraz pierwszy raz.
Pierwsza część rozmowy tutaj:
http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/471248,rozmowa-z-michnikiem
Czy te obawy związane są jakoś z tym, co może stać się z Rosją?
- Również i to, choć nie tylko. Nasz obszar nie obejmuje przecież wyłącznie państw jednolitych narodowościowo, może paradoksalnie z wyjątkiem Polski. Np. ogromne problemy mniejszości węgierskiej na Słowacji i w Rumunii. Osobnym problemem są Cyganie, którzy - jakkolwiek by to nie zabrzmiało strasznie - mogą odegrać tę rolę, którą w międzywojniu odgrywali w Żydzi.
- Przed wojną Żydzi, jako społeczność kulturowo-narodowo-religijna, nie stanowili zagrożenia dla bytu państwowego w żadnym z naszych krajów. A jednak to oni właśnie stali się obiektem szczególnie okrutnej agresji we wszystkich krajach centralnej Europy. Cyganie nie mają państwa i do niego w tej chwili nie aspirują; są dziś, jak Żydzi kiedyś, bezsilni i równie osamotnieni.
Co właściwie centralna Europa robi, żeby zapobiec „bałkanizacji”?
- Ten region, jeśli nie wytworzy w sobie świadomości, że jest częścią jakiejś większej całości, może naprawdę stać się Jugoslawią. Załamała się chwilowo utopia Środkowej Europy, którą tutaj mieliśmy - Kundera i Havel o tym pisali; my w Polsce sporo o tym pisaliśmy i niemało pisało się o tym na Węgrzech. To była jakaś istotna szansa, która moim zdaniem wciąż jeszcze istnieje.
- Z pewnością dobrym pomysłem wyjściowym w tym kierunku była tzw. Grupa Wyszechradzka. Sam także sporo koło tego pracowałem, jeszcze gdy byłem parlamentarzystą. Jako szef „Gazety” wykorzystywałem też swoje kontakty w różnych krajach. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało dalej po rozpadzie Czechosłowacji. Spór o drogę na przyszłość wciąż jest otwarty.
Jak wyglądają obecnie stosunki Polski ze wschodnimi sąsiadami?
- Mamy tam mniejszości polskie - jeśli nie wypracujemy rozsądnego modelu współżycia z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami może być eksplozyjnie. Młode nacjonalizmy po latach sowieckiej indoktrynacji mają poczucie, jakby odcięły się od haka. Z tego może być coś niedobrego - wizje etnicznego państwa np. na Litwie są konfliktogenne - tamtejsi Polacy to nie napływowa ludność, jak powiedzmy Turcy w Niemczech, czy Arabowie we Francji.
- Polacy mieszkają tam od pokoleń - stanowią teraz 10% ludności - są u siebie tak samo jak Litwini. Tego węzła rozłupać się nie da - trzeba się zbliżać do tego z wielką delikatnością i kulturą - ten proces musi trwać, żeby nie było nieszczęścia. Zresztą cała Europa po upadku komunizmu przypomina przestrzeń po trzęsieniu ziemi i musi odnaleźć w sobie stabilność na nowo.
Nie sądzisz, że politykom wymyka się teraz wszystko między palcami?
- Faktycznie jest coś takiego na świecie, że politycy i instytucje nie trzymają już jakby wszystkiego w garści, ale ja nie wierzę w jakieś dziwaczne diagnozy z końcem epoki, historii etc. w stylu Fukuyamy. Jesteśmy świadkami nowego wielkiego przesilenia - właściwie największego w skali światowej od drugiej wojny. Bardzo trudno jest o jasny obraz; na pewno demokracja jest w sytuacji nowego wyzwania - pytanie tylko, czy znajdzie się coś skuteczniejszego.
Kiedy wg ciebie pojawiły się pierwsze rysy na komuniźmie?
- Ja bym powiedział, że pierwszym momentem było pojawienie się rosyjskich dysydentów; okazało się, że nie ma takich rzeczy, jak „homosoviecitus”, że ten naród odzyskuje swoją witalność. Drugim takim czynnikiem była polska SOLIDARNOŚĆ, stanowiąca pierwszą na ogromną skalę delegitymizację komunizmu. Ale przedtem był już przecież Nikita Chruszczow demaskujący stalinizm, Budapeszt-56, Polski Październik; była także Praska Wiosna.
- Octavio Paz powiedział mi kiedyś, że dla niego przełomowym momentem w zerwaniu z komunizmem było zamordowanie Trockiego w 1940 roku, bo w Meksyku było do wydarzeniem najzupełniej zasadniczym. Ale co to mogła być za ważna prawda dla nas wtedy w Europie; II wojna światowa, Holokaust, hitleryzm. Wszystko to jest arbitralne - w zależności od perspektywy i tego, co się samemu zapamiętało - bardzo być może, iż jest to sprawa biograficzna.
Dlaczego w takim razie nie uwzględniłeś też marca-68?
- Ludzie naszej generacji zawsze będą uważali, że TO jest najważniejsze. W gruncie rzeczy, jak mnie mocno przyciśniesz - też tak samo powiem. Dla naszego pokolenia dokładnie tak rzecz się miała. Tylko, że ja staram się bronić przed taką świadomością generacyjną. Marzec-68 to było wyłącznie nasze doświadczenie, a nie uniwersalne doświadczenie ludzkości. Wtedy był wspólny kontekst ideowy z Praską Wiosną, a co się tyczy form zachowania młodzieży - były podobieństwa z tym, co się działo na Zachodzie.
CDN